Czy baby faktycznie są inne?

Kolejny raz na filmowo. Tym razem skupimy się na premierowej pozycji, która w ciągu weekendu zdołała wzbudzić niemało kontrowersji. O czym mowa? O najnowszym dziele Marka Koterskiego „Baby są jakieś inne” Spojlery jak najbardziej zamierzone.

 

Po pierwsze dlaczego niniejszy film znalazł swoje miejsce wśród motoryzacyjnych artykułów? A no dlatego, że cała niemal akcja toczy się właśnie w aucie. Najnowsze dziełko twórcy „Dnia świra” ma dosyć specyficzną strukturę i przypomina typowe kino drogi. Dwaj bohaterowie uwięzieni na ciasnej powierzchni samochodu, prowadzą ze sobą mniej lub bardziej odkrywcze dialogi. I to właściwie tyle. Dlaczego wielu widzów wychodziło w połowie seansu? Cóż, wytłumaczenie jest proste i banalne.

 

Wszystkiemu winna była promocja filmu, a liczne zapowiedzi budowały obraz luźnej komedyjki, idealnej na weekendowy wypad do kina. Jeśli ktoś dał się nabrać marketingowej machinie i uwierzył, że film Koterskiego taką luźną komedyjką będzie, faktycznie mógł czuć żal, rozgoryczenie i poczucie, że ktoś go zrobił w przysłowiowego balona. Jeśli ktoś widział takie filmy jak „Porno” czy „Ajlawju” powinien czuć się jak w domu.

 

Z całą pewnością film spodoba się tym, którzy lubią udziwnioną składnię, tak charakterystyczną dla filmów Koterskiego. Można było odnieść wrażenie, że w tym przypadku był to zabieg delikatnie przesadzony i udziwniony na siłę, jednak nie powinno przeszkadzać to widzom, którzy zapoznali się z innymi przygodami Adama Miauczyńskiego. (o tym, że w filmie jednym z bohaterów jest Adaś, dowiadujemy się mimochodem).

 

Wulgaryzmy, nie są tu prostacką próbą rozśmieszenia widza (bo wiele takich zarzutów padło w stronę filmu). Koterski po prostu lubi przeklinać i podobnie jak niejeden z naszych znajomych, używa niecenzuralnych słów jako przecinka w zdaniu.

 

Ciekawostką jest to, że przeważająca ilość zdjęć, opierała się na zielonym ekranie, a całe tło, światła i dźwięki są efektem postprodukcji. Jeśli chodzi o ten aspekt – wykonanie jest mistrzowskie.  Wątpię, żeby ktoś wpadł na to, że obecny w filmie ruch uliczny jest dziełem grafików komputerowych.

 

Jaki jest sam film? Jest przerysowany, gorzki, nieco refleksyjny, czepialski, miesza metaforyczność z typowo kloacznymi uwagami. Czyli taki jak większość filmów Koterskiego. Czy to dzieło przełomowe? Raczej nie. Czy znajdziemy w nim chociaż nutkę prawdy o nas samych? Zdecydowanie tak.

 

Najlepiej wybrać seans o godzinie rzadko uczęszczanej, żeby w spokoju i obiektywnie kontemplować teatralną formę Bab. Czy faktycznie są jakieś inne? Czy to mężczyźni stają się mniej męscy i patrzą na płeć piękną przez pryzmat swojej nieudolności i niespełnionych ambicji? Na te pytania niech każdy odpowie sobie sam.

About author

Related Articles